Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Łukasz Bluszcz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Łukasz Bluszcz. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 lipca 2008

EURO 2008 – PORAŻKA OBIEGOWYCH MĄDROŚCI.

To były znakomite mistrzostwa. Nerwowe końcówki, piękne gole, zwroty akcji – to wszystko prawda. Dodatkową przyjemnością był fakt, że szlag trafił większość komunałów, odklepywanych jak zwykle przez naszych futbolowych ekspertów. Oto kilka przykładów:

1. Niemcy to pewni zwycięzcy, a Hiszpanie urodzeni przegrani

To właśnie nowi mistrzowie Europy grali na tym turnieju najbardziej wyrachowany futbol. Praktycznie nie tracili bramek, umiejętnie zwalniali tempo gry, potrafili dowieźć do końca meczu nawet niewielką przewagę. Niemcy tymczasem pozwalali sobie na sporą nonszalancję w obronie. Dobrze taktycznie rozegrali tak naprawdę tylko jeden trudny mecz, ten przeciwko Portugalii. Pozwalali zdominować się Chorwatom, Hiszpanom, momentami nawet Turkom. Ich kapitan Michael Ballack przegrał w tym sezonie wszystko, co miał do przegrania: był drugi w lidze angielskiej, drugi w Lidze Mistrzów, drugi na ME. Dla każdego z polskich zawodników byłby to życiowy sukces, Ballack jednak na pewno teraz nie świętuje.

2. O sukcesach w najważniejszych imprezach decyduje żelazna defensywa

Być może to prawda w piłce klubowej, jednak reprezentacje narodowe to inna bajka. Drużyny, które były w stanie narzucić przeciwnikom swój styl gry, myślały raczej o tym żeby gola strzelić, niż go nie stracić, najczęściej odnosiły sukces. Kiedy Francuzi, Włosi i Grecy byli już w domu, w grze pozostały teoretycznie słabsze zespoły, które jednak potrafiły grać odważnie. O ile bowiem w klubach schematy gry defensywnej są często dopracowane niemal do perfekcji, o tyle w drużynach narodowych, które trenują razem przez kilkanaście dni w roku to niemożliwe. Wytrwały atak musi prędzej czy później przynieść efekt, obrońcy rozumieją się zbyt słabo, aby nie popełniać błędów. Cztery lata temu Grecja wydawała się zaprzeczać tej regule, na szczęście wydaje się to jednorazowym wypadkiem.

3. Gole padają przede wszystkim ze stałych fragmentów gry

Wcale nie – spośród półfinalistów tylko dla Niemców stałe fragmenty były naprawdę ważne. Villa, Arszawin, Podolski, Sentürk strzelali swoje bramki z akcji

4. We współczesnym futbolu trzeba błyskawicznie pozbywać się piłki, nie ma czasu na bezproduktywne kółeczka na środku boiska

Tymczasem Xavi, wybrany na najlepszego zawodnika całej imprezy, w każdym meczu wykonywał po kilka takich kółeczek. Wraz ze swoim partnerem klubowym Iniestą wymieniał dziesiątki pozornie bezproduktywnych podań, podobnie grali Fabregas i Silva – usypiali przeciwników, przed nagłym przyspieszeniem. Szybki atak, w stylu Chelsea Mourinho, też był na tym turnieju popularny, atakowali tak Niemcy, Rosjanie, Holendrzy. Nowi mistrzowie pokazali jednak, że skuteczne mogą być również pozornie archaiczne rozwiązania.

5. Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić

Gdyby powyższa, ulubiona teoretyczna refleksja naszych komentatorów była prawdziwa, Hiszpanie przegraliby ten finał przynajmniej 1:3. Ci jednak, bez większego zagrożenia potrafili utrzymać korzystny wynik i nic się na nich nie zemściło.

6. W europejskim futbolu nie ma już słabeuszy

A jednak są – to Polacy. Co tu dużo mówić, oglądanie meczów naszej drużyny było dołującym przeżyciem. Pierwsze pół godziny spotkania z Austrią, gładka porażka z rezerwami Chorwacji, tego się łatwo nie zapomina. Zagraniczny trener, który spowodować miał skok jakościowy, też niestety nie dał rady: nie widać było żadnych schematów w naszej grze ofensywnej, wystawienie Mariusza Jopa w drugim meczu było straszną pomyłką, wreszcie nikt – oprócz Rogera - z graczy z pola nie trafił z formą na ten turniej. Nie piszę tego po to, by znęcać się nad Beenhakerem, jego poprzednicy zrobili tyle samo, po następcach też trudno się czegoś spodziewać. Mitem okazała się po prostu wiara, podsycana przez większość mediów, że przyjedzie do nas genialny cudzoziemiec i zrobi coś z niczego.

7. Piłkarze to już niemal roboty, dokładnie realizujące wyznaczone schematy

Tu wystarczy jedno słowo – Turcy. Nagle okazało się, że nawet w ćwierćfinale ME skuteczny bywa sposób ataku, który znamy choćby z polskiej ligi, a więc: piłka na aferę. Kopanie futbolówki do przodu z nadzieją „a nuż coś z tego będzie” wystarczyło na Czechów i Chorwatów, sprawiło też kłopoty Niemcom. Turków wspaniale motywował też trener Fatih Terim, patriarchalny macho w rozpiętej koszuli, czarny sen każdej feministki. Zawodnicy przyznawali, że przez jego gniew bali się przegrywać mecze. Wniosek z tego, że Jop z Bąkiem nie boją się niczego.

Łukasz Bluszcz