Przed piłkarskimi mistrzostwami Europy 2012 we Lwowie powstaną cztery tzw. strefy kibiców, ale tylko jedna z nich, na Prospekcie Wolności w centrum miasta, będzie miała oficjalny status i autoryzację UEFA - poinformował Oleg Zasadny z lwowskiej Rady Miasta.
W centrum planuje się jeszcze dwie strefy - na lwowskim Rynku i na placu, gdzie znajduje się pomnik Iwana Franko. Czwartą zaplanowano na terenie największego kompleksu mieszkaniowego Sychiw. Organizatorzy przewidują, że wszystkie cztery będą mogły pomieścić około 70 tysięcy kibiców.
Dyrektor departamentu "Euro-2012" Lwowskiej Rady Miejskiej Oleg Zasadny wyjaśnia, że pozostałe strefy kibica, poza oficjalną na Prospekcie Wolności, będą ewentualnie wykorzystane w wypadku bardzo dużego zainteresowania fanów. Trwają prace nad planami optymalnego funkcjonowania tych punktów, z wykorzystaniem doświadczeń z "próbnej fan zony", która powstała we Lwowie, na placu Iwana Franki, z okazji odbywających się w RPA piłkarskich mistrzostw świata. Fan Park mundialu, mogący pomieścić pięć tysięcy osób, otwarty został 11 czerwca i czynny będzie przez miesiąc, do zakończenia mistrzostw świata.
Na terytorium Fan Parku, oprócz oglądania meczów na dużym ekranie, o rozmiarze 6 na 8 metrów, można pograć w mini-piłkę nożną, pomalować się w strefie face-artu, zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie przy interaktywnych banerach, spróbować swych sił w wirtualnej grze "Precyzyjny strzał". Porządku pilnuje 75 wolontariuszy, a milicja ma interweniować tylko w wyjątkowych przypadkach.
Lwowski Fan Park jest równocześnie poligonem doświadczalnym dla wszystkich służb, które będą zaangażowane podczas EURO 2012. Doświadczenia zdobywają w tej sposób wolontariusze, służby porządkowe, medyczne, transportowe, a także handlowcy, którzy otworzyli tam szereg punktów gastronomicznych i małych sklepików.
Ze względów bezpieczeństwa organizatorów strefy dla kibiców zabronili wnoszenia na jej teren niebezpiecznych przedmiotów a przy wejściu przeprowadzana jest kontrola. Na terenie Fan Parku nie prowadzi się sprzedaży napojów alkoholowych, a osoby będące pod wpływem alkoholu nie są wpuszczane.
źródło: www.pl2012.pl
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lwów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lwów. Pokaż wszystkie posty
piątek, 18 czerwca 2010
sobota, 1 maja 2010
poniedziałek, 23 lutego 2009
Oby tylko we Lwowie.
W branżę samochodową. W branżę rozrywkową. W branżę reklamową. W branżę budowlaną. Bitny ten kryzys, bo we wszystkie te branże, i jeszcze w parę innych, uderzy. Każdy z tych ciosów nietrudno przełożyć na konkretne liczby – choćby tylko zwolnionych pracowników, choćby tylko zaprzepaszczonych planów osobistych tych ludzi. Skłania to do powściągliwości w ubolewaniach nad mniej dramatycznymi skutkami ekonomicznego załamania. Choć jednak mądrze radził wieszcz (pamiętają Państwo, który wieszcz?): „Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”, takie zdarzają się róże, nad których marnym losem warto się poużalać.
Gdy ogłoszono, że to Polska i Ukraina zorganizują mistrzostwa w 2012 roku, zapanowała radość powszechna. Tak powszechna, że poczuli się w obowiązku komentować ją politycy, historycy idei, dziennikarze od kopaniny nieboiskowej (znaczy: komentatorzy polityczni) – każdy, kto tylko głos wydawać publicznie musi bądź lubi. Cóż mieli do powiedzenia ci akurat, którzy wiedzą o futbolu tyle, że piłka jest okrągła, a bramki są dwie (a trzecia bramka wisi w powietrzu – jak dodają wyznawcy zydorowszczyzny, szpakowszczyzny i wyznań pochodnych)? Wywodzili zgodnie, że wspólne przedsięwzięcie posłuży zacieśnieniu więzi między Polską a Ukrainą, że będzie wręcz kolejnym, ważnym etapem w realizacji testamentu politycznego ludzi tej miary, co Jerzy Giedroyc. Mówili co najmniej tak mądrze, jak Słowacki o różach w ogniu. Zapewne wielu – a w każdym razie niżej podpisanemu – przyszło do głowy, że na przekór turniejowym obyczajom, nakazującym urządzać finały EURO w stolicy państwa, warto by było tym razem na najważniejszy mecz zaprosić kibiców do Lwowa. Do miasta, które jak mało które tchnie duchem Europy Środowo-Wschodniej – przez wieki wielonarodowej, przez dziesięciolecia maltretowanej sowieckim absurdem. Do miasta, które dowodzi, że Ukrainy nie trzeba szukać poza rogatkami Europy i że do twarzy Ukrainie w poamarańczowym. Do jedynego miasta, w którym Polakom dano urzeczywistniać w szerszej skali ich własne pomysły na nowoczesną metropolię, po swojemu przełamywać architektoniczne rygory stylów historycznych i przemierzać drogę ku modernizmowi (a w czasach taniej masowej turystyki miejskiej ma swój ciężar gatunkowy). Krótko mówiąc, do miasta tyleż ukraińskiego, ile polskiego – co wolno stwierdzać, nie gwałcąc żadnych uzasadnionych norm politycznopoprawnościowych.
O złoto dwie najlepsze drużyny powalczą, jak wiadomo, w Kijowie. Dla Lwowa przewidziano mecze mniejszej rangi. Tak zapowiadano, nim nadszedł kryzys. Teraz nie ma pewności, czy w dawnej galicyjskiej metropolii rozegrany zostanie jakikolwiek pojedynek. Zmieniają się ponoć proporcje państwowych dotacji dla poszczególnych ukraińskich miast, akurat we Lwowie materia stawia silniejszy opór, niż gdzie indziej.
Powie ktoś: przecież polski rząd i polska federacja doceniają chyba symboliczny potencjał, jaki tkwi w międzynarodowej współpracy przy organizacji mistrzostw. Rozumieją chyba, jak doskonałą konkretyzacją wzniosłej opowieści o zgodnym współdziałaniu na zrębach pojednania może być lwowskie przedsięwzięcie; doskonałą – bo chyba jedyną dziś wyobrażalną. Mogą zatem skutecznie nakłonić Ukraińców, by tego akurat miasta kryzys nie wypchnął na bocznicę. Mogą? Pewnie mogą. Pewnie mogą też usłyszeć: a co wam po Lwowie, jeśli i tak nie zdążycie dociągnąć dwupasmówki do Hrebennego – czy do któregokolwiek innego punktu polsko-ukraińskiej granicy.
Odpukać w niemalowane, oby tylko lwowianom się udało. To ważny element projektu. To ważne ogniwo łańcucha znaczeń, znaczeń cennych, niezależnie od kursu złotego i hrywny.
Damian Strzeszewski, w ramach projektu społecznego 2012
Gdy ogłoszono, że to Polska i Ukraina zorganizują mistrzostwa w 2012 roku, zapanowała radość powszechna. Tak powszechna, że poczuli się w obowiązku komentować ją politycy, historycy idei, dziennikarze od kopaniny nieboiskowej (znaczy: komentatorzy polityczni) – każdy, kto tylko głos wydawać publicznie musi bądź lubi. Cóż mieli do powiedzenia ci akurat, którzy wiedzą o futbolu tyle, że piłka jest okrągła, a bramki są dwie (a trzecia bramka wisi w powietrzu – jak dodają wyznawcy zydorowszczyzny, szpakowszczyzny i wyznań pochodnych)? Wywodzili zgodnie, że wspólne przedsięwzięcie posłuży zacieśnieniu więzi między Polską a Ukrainą, że będzie wręcz kolejnym, ważnym etapem w realizacji testamentu politycznego ludzi tej miary, co Jerzy Giedroyc. Mówili co najmniej tak mądrze, jak Słowacki o różach w ogniu. Zapewne wielu – a w każdym razie niżej podpisanemu – przyszło do głowy, że na przekór turniejowym obyczajom, nakazującym urządzać finały EURO w stolicy państwa, warto by było tym razem na najważniejszy mecz zaprosić kibiców do Lwowa. Do miasta, które jak mało które tchnie duchem Europy Środowo-Wschodniej – przez wieki wielonarodowej, przez dziesięciolecia maltretowanej sowieckim absurdem. Do miasta, które dowodzi, że Ukrainy nie trzeba szukać poza rogatkami Europy i że do twarzy Ukrainie w poamarańczowym. Do jedynego miasta, w którym Polakom dano urzeczywistniać w szerszej skali ich własne pomysły na nowoczesną metropolię, po swojemu przełamywać architektoniczne rygory stylów historycznych i przemierzać drogę ku modernizmowi (a w czasach taniej masowej turystyki miejskiej ma swój ciężar gatunkowy). Krótko mówiąc, do miasta tyleż ukraińskiego, ile polskiego – co wolno stwierdzać, nie gwałcąc żadnych uzasadnionych norm politycznopoprawnościowych.
O złoto dwie najlepsze drużyny powalczą, jak wiadomo, w Kijowie. Dla Lwowa przewidziano mecze mniejszej rangi. Tak zapowiadano, nim nadszedł kryzys. Teraz nie ma pewności, czy w dawnej galicyjskiej metropolii rozegrany zostanie jakikolwiek pojedynek. Zmieniają się ponoć proporcje państwowych dotacji dla poszczególnych ukraińskich miast, akurat we Lwowie materia stawia silniejszy opór, niż gdzie indziej.
Powie ktoś: przecież polski rząd i polska federacja doceniają chyba symboliczny potencjał, jaki tkwi w międzynarodowej współpracy przy organizacji mistrzostw. Rozumieją chyba, jak doskonałą konkretyzacją wzniosłej opowieści o zgodnym współdziałaniu na zrębach pojednania może być lwowskie przedsięwzięcie; doskonałą – bo chyba jedyną dziś wyobrażalną. Mogą zatem skutecznie nakłonić Ukraińców, by tego akurat miasta kryzys nie wypchnął na bocznicę. Mogą? Pewnie mogą. Pewnie mogą też usłyszeć: a co wam po Lwowie, jeśli i tak nie zdążycie dociągnąć dwupasmówki do Hrebennego – czy do któregokolwiek innego punktu polsko-ukraińskiej granicy.
Odpukać w niemalowane, oby tylko lwowianom się udało. To ważny element projektu. To ważne ogniwo łańcucha znaczeń, znaczeń cennych, niezależnie od kursu złotego i hrywny.
Damian Strzeszewski, w ramach projektu społecznego 2012
Etykiety:
Damian Strzeszewski,
Euro 2012,
Lwów,
Polska - Ukraina
Subskrybuj:
Posty (Atom)