czwartek, 2 kwietnia 2009

Reprezentacyjna huśtawka nastrojów, czyli „Co teraz Don Leo?”

Ostatni tydzień przyniósł nam – kibicom polskiej Reprezentacji, huśtawkę nastrojów porównywalną z tą, jakiej doświadczyliśmy przy okazji jesiennych bojów z Czechami i Słowacją. Z tą może różnicą, że wtedy zaliczyliśmy lot koszący z „piłkarskiego nieba” do „piekła”, a tym razem z „piekła” udało nam się wydostać do… no właśnie, chyba co najwyżej do „piłkarskiego czyśćca”. Oczywiście, historyczne, rekordowe zwycięstwo w niezłym stylu niezmiernie cieszy, tak samo jak piękne bramki Boguskiego, Lewandowskich czy Smolarka, jednak do optymizmu powinno być nam jeszcze daleko. Nie o samych meczach chciałbym tu jednak napisać parę słów, lecz raczej o tym jakie perspektywy rysują się przed naszą reprezentacją, trenerem Beenhakkerem i jego ewentualnymi następcami. Oczywiście, do ewentualnego zwolnienia Don Leo pewnie jeszcze daleko. I to co najmniej z dwóch powodów. Pierwszy, najbardziej oczywisty, jest taki, że wciąż mamy spore szanse na awans do Mistrzostw Świata 2010 w RPA. Dopóki więc są szanse, dopóty trener i zawodnicy powinni mieć swobodę pracy. Drugim powodem, dla którego wydaje się, iż posada holenderskiego szkoleniowca naszej Kadry jest bezpieczna, jest ogromne wyczulenie prezesa PZPN Grzegorza Laty na reakcje opinii publicznej. Ta zaś po wielce efektownym zwycięstwie i, co ważne, ładnej i składnej grze z San Marino, jest w stanie porażkę w Belfaście, choćby częściowo, puścić w niepamięć. Mogą o tym świadczyć wyraźnie słyszalne w czasie meczu w Kielcach chóralne śpiewy „Leo, Leo”, a także piosenki dedykowane antybohaterowi meczu z Irlandią Północną – Arturowi Borucowi. W takiej sytuacji presja środowiska Polskiej Myśli Szkoleniowej wydaje się nie mieć większego znaczenia. Pomijam w tym momencie kwestię konieczności wypłacenia Beenhakkerowi gigantycznych odszkodowań w przypadku zwolnienia. Na chwilę obecną jesteśmy ciągle w grze o udział w afrykańskim mundialu – i to się liczy.

Co się jednak stanie jeśli, mimo przedłużonych teraz nadziei, na ten mundial nie awansujemy? Wtedy pewnie Don Leo na dłużej miejsca na ławce Reprezentacji Polski nie zagrzeje. Raz, że w PZPNie zbyt kochany nie jest. Dwa, że jak wielokrotnie przyznawał jest już Polską trochę zmęczony. Konsekwencją takiego stanu rzeczy będzie też zapewne zatrudnienie na stanowisku selekcjonera jakiegoś Polaka. Choćby po to, aby na „polskim”
Euro, w naszym kraju, Reprezentację prowadził także Polak (jednocześnie „promując” w świecie Polską Myśl Szkoleniową). Na medialnej giełdzie pojawia się wiele nazwisk: Smuda, Majewski, Engel, Kasperczak, Michniewicz, Ulatowski, Skorża, czy Tarasiewicz. Ja jednak nieodparcie mam wrażenie (i wiem, że się tu teraz paru osobom narażę… trudno, jakoś będę musiał z tym żyć), że w przypadku braku awansu wolałbym by tego zwycięstwa nad San Marino nie było… i aby w efekcie tego Beenhakker stracił pracę już teraz. Radykalnie? Ostro? Mało patriotycznie? Wbrew pozorom, wcale nie! Proszę zwrócić uwagę, że w momencie gdy, hipotetycznie, mamy „z głowy” MŚ w RPA, jesienne mecze w eliminacjach do nich będą ostatnimi przed Euro 2012 meczami jaki nasze Orły zagrają o punkty, czy jakąkolwiek inna wymierną stawkę. Organizator Mistrzostw nie gra w eliminacjach – to doskonale, bo mamy pewność, że na Euro w Polsce i na Ukrainie tych drużyn nie zabraknie. Z drugiej strony to fatalnie, bo ma możliwość przygotowań tylko na bazie meczów towarzyskich. A te, jak wiadomo, często bardziej zamazują obraz aktualnej dyspozycji drużyny, niż go rozjaśniają. W takiej sytuacji (czyli w sytuacji w której nie uda nam się zakwalifikować na mundial 2010) , i piszę to z pełną odpowiedzialnością, wolałbym żeby Don Leo stracił posadę jak najszybciej. Po to, aby jego następca, kimkolwiek miałby nie być, miał jeszcze okazję sprawdzenia się w reprezentacyjnej piłce „na poważnie”. W meczach, w którym zawodnicy obu drużyn będą chcieli i musieli walczyć, „gryźć trawę” i biegać po boisku do ostatniej sekundy. A takie pewnie będą mecze jesienne – i to zarówno dla nas, jak i dla naszych rywali. Takie doświadczenie w perspektywie turnieju w 2012 może się okazać bezcenne.

To są na szczęście jedynie spekulacje. Najlepszym rozwiązaniem byłoby oczywiście zakwalifikowanie się na Mistrzostwa Świata 2010 i przedłużenie kontraktu z Beenhakkerem – i to na jak najdłuższy okres czasu. To prawda, że jego praca w Polsce nie jest lekka, łatwa i przyjemna. I nie jest bynajmniej pasmem samych sukcesów. Coś jednak sprawia, że kibice ciągle w Leo wierzą. Wydaje mi się, że ogromną rolę odgrywa tu fakt, że Beenhakker wniósł na polskie podwórko piłkarskie trochę atmosfery wielkiej, światowej piłki. I to nie jest kwestia kompleksów. My po prostu JESTEŚMY piłkarskim zaściankiem. Dowodem tego jest choćby ilość i sytuacja polskich piłkarzy w tzw. klubach zagranicznych. O warunkach pracy trenerów i zawodników w kraju, casusie Polskiej Myśli Szkoleniowej żyjącej sukcesami sprzed przeszło 25 lat, syndromie Wembley ’73 i podobnych nawet nie wspominając. Beenhakker to trochę zmienił. Drugą, ważną kwestią jest fakt postawienia się trenera w opozycji do skostniałego PZPN. Być może to była zagrywka medialna, ale trzeba przyznać, ze diabelnie skuteczna. No bo prawda jest taka, że słynne „J***ć PZPN!” kibice zgodnie odśpiewywali na długo przed „erą Leo”. Nie przypominam sobie natomiast aby wznosili oni chóralne śpiewy „na cześć” któregokolwiek z wcześniejszych selekcjonerów naszej kadry. Przynajmniej nie za czasów mojego świadomego tej kadrze kibicowania, które rozpoczęło się za kadencji Andrzeja Strejlaua, wiec już w sumie dość dawno temu. Dlatego życzę Don Leo jak najlepiej. Nie miałbym nic przeciwko temu, aby pracował z naszą Kadrą jak najdłużej – choćby do Euro 2012. Czego sobie, jak i Państwu życzę.

Na zakończenie z kronikarskiego obowiązku:


Irlandia Płn. – Polska, 3-2, 28.03.2009, Belfast


Polska – San Marino, 10-0, 1.04.2009, Kielce


Maciej Rybicki – koordynator Pilnujemy Euro 2012 we Wrocławiu

Brak komentarzy: