niedziela, 15 marca 2009

Jak go nazwać, by nie skrzywdzić.

Zakończyło się niedawno palowanie. Palowanie terenu pod Stadion Narodowy. Udało się przed zaplanowanym terminem wrazić w ziemię odpowiednią liczbę żelbetowych podłużnic. Większość gazet o tym pisała. Zrobione, amen i okay. Nieco wcześniej odbyło się natomiast pałowanie. Pałowanie symboliczne. Stadion Narodowy, nim powstał, został symbolicznie spałowany – i ma teraz in potentia pokaźne siniaki. Ten i ów tłukł go metodycznie i aż do zziajania, nim własną śmieszność dostrzegł. Katowano sportową arenę pomysłem sprzedaży praw do nadania jej komercyjnej nazwy. Praktykowano zatem sadyzm w wersji onomastycznej. Nie wiem, czy jakieś kompendia z zakresu rui i poróbstwa notują tego rodzaju dewiację. Wiem za to, że o kongenialnym pomyśle pewnie jeszcze usłyszymy. Jeszcze nie amen zatem. I na pewno nie okay.

Idea wychynęła, zdaje się, z nieobjętych przestworów mądrości ministra Mirosława Drzewieckiego. Ta część publiki, która przypisuje politykom PO niegodny obyczaj ustawiania przetargów wszelakich, rada by zapewne spytać: czy wspomniane prawo nazewnicze zostałoby wystawione na licytację, czy raczej tak by się bieg spraw ukierunkował, że ktoś odpowiedni skorzystałby z opcji „Kup teraz”? A już zostawiając polityczne niechęci i krzywdzące domysły na boku, zadajmy inne pytania. Czy nasza duma narodowa doznałaby istotnego wzmożenia, gdyby w świat popłynęły wieści o otwarciu na przykład „TP Areny Narodowej” lub „PZU Neszynal Stejdium”, czy zgoła „Carrefour Stade de Pologne”? Czy błogo byłoby nam ze świadomością, że główny stadion kraju zawdzięcza swe patronimikum, powiedzmy, instytucji znienawidzonej przez rzesze klientów za monopolistyczną pazerność (autor oświadcza, że powyższa surowa kwalifikacja nie ma nic, ale to nic wspólnego z firmami wymienionymi wyżej dla przykładu – co oczywistym jest dla wszystkich bez wyjątku klientów owych podmiotów prawa handlowego)?

Jaki czort przewrotny kazał ministrowi wyrwać się z taką bzdurą? Czy Mirosław Drzewiecki łudził się, że wyborcy poczytają ją za przejaw gospodarności, chwalebnej zwłaszcza w czasie kryzysu? Naturalnie, niejeden stadion nosi miano natury komercjalnej. Jest jednak ośmieszającym błędem, gdy ekipa u władzy najpierw chętnie operuje nazwą uwznioślającą w nie mniej uwznioślających kontekstach („wybudujemy Stadion Narodowy na miarę naszych…”), a potem bez oporów planuje ten symboliczny walor zwyczajnie opylić. Ależ to karygodna niekonsekwencja. To taka niespójność politycznego przekazu, że aż zgrzyta i iskry lecą. To też chyba – niestety – świadectwo intelektualnego niechlujstwa. Proszę wybaczyć niewyszukane porównanie, ale podobny niesmak by się rozkisł, gdyby jakaś tipsiasta celebrytka najpierw przechwalała się przed publiką swoim dziewictwem, a potem wystawiła je na aukcję w serwisie Allegro.

Na dodatek niedawno jedną z ulic praskiego Žižkova poświęcono Ryszardowi Siwcowi, który na Stadionie Dziesięciolecia dokonał samospalenia w proteście przeciwko najazdowi wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w ramach niesławnej akcji „Dunaj”; pojawiły się zatem w Polsce głosy, by i nową sportową arenę nazwać imieniem Siwca. Najdelikatniej mówiąc, niezbyt fortunny to pomysł. Przecież niewinne oznajmienie komentatora sportowego z meczu rozgrywanego na tym obiekcie: „bramka nieuznana, bo napastnik był na spalonym”, „niestety, gol samobójczy” nabrałoby znamion nie groteski już nawet, a raczej makabreski. Starczy, że do annałów polskiego dziennikarstwa sportowego przeszedł nagłówek o pasach (czyli graczach Cracovii) przegrywających w Oświęcimiu.

Jak wiadomo, wybierając imię dla dziecka, można swoją latorośl ukrzywdzić dotkliwie i na całe życie. Nie skrzywdźmy stadionu nieprzemyślaną nazwą. Jeszcze się zemści; a wiadomo, ile razy polska reprezentacja przegrywała tylko z powodu murawy.

Damian Strzeszewski

Brak komentarzy: